Round The half World. Dzień 10-11. Bangkok – Siem Reap. Angkor.

O tym jak z RPA przez Dubaj przedostaliśmy się do Tajlandii i o tym jak jeszcze w Afryce popełniliśmy najbardziej hardkorowe safari w naszym życiu pływając wśród stada rekinów, uwaga, bez klatek i innych zabezpieczeń przeczytacie tutaj (klik)!

Bangkok, Tajlandia

Łóżka w tym hostelu mogliby zdecydowanie wymienić. Wystarczyło, za przeproszeniem, ruszyć tyłkiem, żeby rozlegał się przeraźliwy pisk. Gorzej niż źle – pokój sześcioosobowy, niewielkich rozmiarów, dość szczelny jeśli chodzi o dźwięki dobiegające z zewnątrz – podejrzewam, że Ci z lżejszym snem nie wytrzymywali tu za długo.

Poszliśmy spać po pierwszej, pobudkę mieliśmy przed 4., tak, żeby o 4 wyjść. Nie wiedziałem, jak będzie z dostępnością biletów, czy będą kolejki, także wolałem nie dospać, niż mieć problem.

Przydworcowe kryzysy

Na miejscu okazuje się, że dworzec jest już otwarty. A w nim sypialnia. Tzn. większość ławek i część podłogi jest okupowana przez kimających w różnych pozycjach ludzi.

Sprawdzam tablicę odjazdów. Jest pociąg do Aranyaprathet o 5., z tym, że 55. No, ładnie nas panie urządziły! Znów, zamiast pospać, musimy czekać. Ehsz..
Nic, przynajmniej bilety kupię – całe 48 THB (~5 zł) od osoby, za 7h jazdy. Oczywiście najniższą, trzecią klasą – choć nie wiem, czy były dostępne jakieś inne.

Mamy półtorej godziny do odjazdu. Jedyna sensowna opcja, to iść w ślady Tajów, czyli zająć miejsca w ławeczkach i na wpół śpiąco przeczekać ten czas.
Round The half World, Tajlandia, Bangkok Round The half World, Tajlandia, Bangkok Round The half World, Tajlandia, Bangkok Round The half World, Tajlandia, Bangkok

Wtedy też przychodzi największy chyba kryzys pomiędzy nami, w zasadzie pomiędzy mną, a siostrą. Zbierało się na niego już chwilę, symptomy w postaci delikatnych tarć i niesnasek, po chwilowym uspokojeniu w Krugerze, zaczęły pojawiać się od Durbanu i teraz następuje eksplozja. Zaczyna się dość niewinnie, od dyskusji nt. tego kto zostaje przy bagażach, a kto idzie szukać kawy i żarcia obok dworca, po czym całość, wspierana pewnie przez zmęczenie i brak snu eskaluje do etapu pt. „zastanawiam się, czy nie zostać sama w Bangkoku”.
To strzał dość mocny dla mnie, bo, pomijając kwestie powodów, rozwala to dość mocno plany wycieczkowe.
Natomiast niemal na siłę doprowadzając do rozmowy pt. „wytłumacz w czym jest problem”, dostaję zestaw przyczyn, który powoduje u mnie opad szczęki. Nie dla tego, że są błahe, ale dlatego, że akurat takich zupełnie się nie spodziewałem. Dochodzę do wniosku, że mamy książkowy przykład kłótni o pomarańczę, co samo w sobie jest bardzo dużym światłem w tunelu, bo w moim odczuciu problem, którego dotychczas tak naprawdę nie widziałem, jest łatwy do przeskoczenia.
Zostawiając sobie trochę prywatności i nie wchodząc w szczegóły problemu, efekt jest taki, że niemal godzinna rozmowa pozwala mi ściągnąć nieco klapki z oczu, spojrzeć na rodzoną z trochę innej perspektywy i zaprogramować sobie w głowie trochę inny kąt podejścia do niej.
I o ile w Krugerze nie do końca czułem, że się atmosfera wyczyściła, tak teraz mam poczucie, że przewietrzyliśmy mocno pokój.
A symbolicznym zakopaniem topora była wspólna gonitwa po jedzenie, bośmy kupę czasu stracili (choć nie zmarnowali) na dyskusję. A godzina odjazdu się nie zmieniała i śniadanie samo się nie przyniosło.

Tajskie PKP, klasa 3.

W opisach przekraczania granicy tajlandzko-kambodżańskiej często przewija się sugestia, że pociągi z Bangkoku do Aranyaprathet bywają obładowane, ale ten teraz przypomniał mi czasy studenckie (czyli przełom wieków), jak przed różnymi świętami próbowałem się nocnymi pociągiem dostać z Wrocławia do Rzeszowa. Ludzi na peronie milion, ścisk jak cholera, podstawianie pociągu to ustawianie się takie, żeby być jak najbliżej drzwi wejściowych. Co poniektórzy wskakują do wagonów w biegu.

Round The half World, Tajlandia, Bangkok Round The half World, Tajlandia, Bangkok

Jako, że bite 5 lat tak właśnie wyglądały moje podróże do domu, miałem trochę zaprawy i małe know-how jak się strategicznie ustawić.
Co z tego wyszło? To, że gdyby nie dziewczyny, to byśmy stali przez całą drogę ;) Jedna zajęła świetne miejsca, druga wniosła walizki, a ja tylko się przyglądałem, próbując coś zrobić na własną rękę.

Rozwaliły nas za to siedzenia w pociągu.
Po wejściu do wagonu oczom naszym ukazały się ich rzędy, jedne za drugimi. Normalka. Ale zaraz potem paru Tajów zabrało się za majstrowanie przy nich – szast prast i nagle z rzędów zrobiły się wysepki po cztery siedzenia obrócone do siebie siedziskami. Normalnie bomba! Zaraz zawołaliśmy paru, na migi pokazaliśmy, że chcemy tak samo i już mieliśmy wspólne siedzenia dla naszej trójki.

A ścisk w wagonie, w międzyczasie zrobił się niesamowity. Żywcem PKP sprzed dwóch dekad, w okresie przedświątecznym.

Na wschód

Jedziemy w klasie 3. W sumie, to nie zauważyłem, żeby jakieś inne tam były. Ale, o dziwo, wygodnie. Obracane siedzenia są obite dermą, ale miękkie i można się ułożyć.
W oknach nie ma szyb, są tylko metalowe(?) zasuwy, zmniejszające trochę wpadający pęd powietrza i oddzielające nas od promieni słonecznych.
Zdawać by się mogło, że to Tajlandia i że szybko się tu ugotujemy, jak się zrobi cieplej, ale jest całkowicie odwrotnie – gdyby nie sztuczne koce przezornie zabrane z któregoś samolotu i kurtki w których przylecieliśmy z Polski, to wymarzlibyśmy szybciutko.

Myślałem, że trochę pooglądam przytorowe życie, ale jest tego dość mało. W zasadzie, to niczym się widoki nie różnią od polskich, elementy te same – ot, tory, śmietniska, zabudowania, skrzyżowania – z tym, że po prostu jesteśmy w Azji południowo-wschodniej.
Całe szczęście, że mam okulary słoneczne na nosie, to mogę ludzi w pociągu bezkarnie poobserwować.

I jak trochę obawiałem się tej przejażdżki, że wymęczy nas mocno, to jest odwrotnie – odespaliśmy poprzednią noc i odpoczęliśmy trochę.
Round The half World, Tajlandia

Round The half World, Tajlandia
Tajlandia, nie Tajlandia, gdyby nie kocyki, to by krucho było
Round The half World, Tajlandia
Klimatyzacja w wagonach klasy 3.

Aranyaprathet i granica

Do celu dojeżdżamy na pół godziny przed południem.
Na dzień dobry widzimy policję przed pociągiem. Trochę mnie to zastanawia, ale zaraz widać jakąś szamotaninę – wychodzi na to, że to zwykła burda ich tu zawezwała. Nie wiedzieć czemu miałem dziwne odczucie, że będą jakieś kontrole, a ci panowie wyglądali jak policja z republik bananowych, działająca wg swojego prawa.

Round The half World, Tajlandia, Aranyaprathet Round The half World, Tajlandia, Aranyaprathet

Z instrukcji przekraczania granicy pamiętam, że spod stacji mamy wziąć taksówkę albo tuktuka i przejechać 5 km do przejścia. Znajdujemy coś za 100 bahtów i 10 minut później jesteśmy na miejscu. Dalej idziemy na pieszki.

Harmider potężny. Widać, że kupa ludzi rezyduje tu niemal na stałe, a na pewno z tym miejscem związane jest mocno ich życie.
Fajne jest to, że wystarczy przystanąć na chwilę i rozglądnąć się, a już 5 rąk wskazuje ci kierunek w którym masz iść nawet o niego nie pytając. Bo gdzie mogą iść biali z bagażami?
Przybiega nawet jeden pan, który oferuje się, że nas zaprowadzi na miejsce i pomoże wizę ogarnąć, ale pomni wielu przestróg internetowych o naciągaczach, machamy kartkami z wizami mu przed nosem, żeby sobie odpuścił.
Round The half World, Kambodża, Poi Pet

Zabawa w wizy

No właśnie, tu parę słów pasowałoby napisać o wizach kambodżańskich, bo nie do końca je mamy.
Można je wyrobić sobie przez Internet, ponoć oszczędza się wtedy czas i ewentualny stres na granicy, ale wcale nie wygląda to tak różowo.
Raz, że przechodząc procedurę on-line płaci się za wyrobienie $40 zamiast $30, a dwa, że nie jest pewne, że po złożeniu wniosku i wpłaceniu pieniążków papierek dostaniemy.
Przekonała się o tym ma siostra – dostała wszystkie potwierdzenia i nawet link do weryfikacji statusu zgłoszenia, z tym, że na tym się skończyło. Zero wizy, zero pieniędzy, maile z pytaniami co się dzieje zostały bez odpowiedzi.
Dlatego po przejściu tajlandzkiej kontroli musiała udać się do kambodżańskiego okienka i po wpłaceniu $33 ($30 za dokument i $3 podobno nielegalnego haraczu) oraz 15 minutach oczekiwania dostała naklejkę z wizą do paszportu. Szybko, bez żadnego stresu i taniej, niż my.
W Internetach roi się od sugestii, żeby nie płacić tych $3, że to idzie na jakąś mafię, czy coś podobnego. Minęliśmy nawet pewną Francuzkę, która koniecznie nie chciała tego zrobić – panowie z okienka po prostu kazali jej przesuwać się ciągle na koniec ogonka kolejki. Podejrzewam, że chwilę tam poczekała.
Dla niej akurat te 3 dolary robiły różnicę, bo to był jej dzienny budżet – miała motywację. Akurat dla mnie godzinne czekanie byłoby warte więcej niż 12 zł. Kwestia priorytetów.

W końcu w ruch idą cukierki, których kilogram taszczyliśmy z Polski – umorusanych dzieciaków jest tu co niemiara. Podejrzewam, że wolałyby banknoty stubahtowe, ale dobra kukułka też rozjaśniała ich usmarowane gęby.

Kambodża

Zaraz po formalnościach opada nas grupa panów, „kierujących” nas do autobusu do Siem Reap. Z tego, co pamiętam, te autobusy są też „specjalne”, bo kursują tylko do rogatek miasta, a stamtąd trzeba wziąć sobie kolejny transport do miejsca zakwaterowania. Bilet na taki autobus kosztuje $7, do tego trzeba doliczyć lekko ze 100 bahtów w mieście – to za taką cenę wolę już wziąć taksówkę.

Round The half World, Kambodża, Poi Pet
Polski element na granicy tajlandzko-kambodżańskiej

I to mówię do pierwszego, lepszego pana wykazującego zainteresowanie nami.
Samochód znajduje się od razu, za jedyne $40. Za taką kasę, to grzecznie dziękuję i idę w drugą stronę. Po chwili konsternacji pan biegnie za mną i pyta za ile chcę jechać.
– 30 – mówię i wyciągam rękę.
Przybija.

Czyli całość transportu z Bangkoku do Siem Reap wychodzi nam ~$12 za osobę.

Round The half World, Kambodża, Poi Pet
Nasze taksi

Dobijam jeszcze targu z panią sprzedającą papierosy po 1$ za paczkę i obkupiwszy się na zapas, zadowolony wsiadam do samochodu. Można jechać :)

A dokąd jedziemy?

Rozbraja mnie nasz pan kierowca. Nie pozwala jarać w samochodzie, cmoka cały czas, jakby miał dziurę w zębie, którą zaczyna czuć, nie przekracza 60 km/h i cały czas szczerzy zęby.
Układ jest taki, że ma nas zawieźć prosto do hotelu, wtedy dopiero dostanie kasę. Nie ma z tym problemu.

Round The half World, Kambodża, Poi Pet
Nasz taksi drajwer

Zastanawia mnie też inna rzecz – spotykam się z nią na tyle często ostatnimi czasy, żeby zwrócić na nią uwagę: adresy konkretnych hoteli/domów/innych miejsc nic nie mówią ludziom którzy mają mnie tam zawieźć/zaprowadzić. Tak miałem np. w Bejrucie, tak samo było w Pekinie, tak samo jest i tutaj. Mam adres hotelu napisany po angielsku i w ichnich szlaczkach, pokazuję to naszemu drajwerowi, a ten przecząco macha głową, że nie wie gdzie to. Pokazanie miejsca palcem na mapie w telefonie działa tak samo – znów wielkie oczy.
Co działa? Śmieszne, ale telefon! Za każdym razem na koniec daję numer do miejsca docelowego – pan dzwoni (czasem ja wybieram numer), zamienia dwa słowa i jest po sprawie, nagle wszystko się rozjaśnia, bez mapy, bez niczego. Schemat ten sam, niezależnie od miejsca.
Niepojęte.

Round The half World, Kambodża Round The half World, Kambodża

Round The half World, Kambodża
„Za kulisami chińskiego smoka”

Siem Reap

Nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobisz?

Do Siem Reap wjeżdżamy przed zachodem słońca. Bez zbędnego kluczenia zatrzymujemy się przed hotelem. To ten najbardziej wypaśny na naszej trasie, choć po RPA to wątpię, żeby cokolwiek tamtejsze noclegi przebiło.
Mamy zabukowane dwa pokoje na naszą trójkę. Mamy w planie odpocząć troszkę tutaj.
Ale, na dzień dobry, małe bum. Panie recepcjonistki z miłą miną, jakby nigdy nic, oznajmiają, że niestety, ale jest tylko jeden pokój dostępny. Drugiego nie ma.
Momentalnie mnie kurwizna strzela, bo widzę nastawienie pt. „no nie ma, no i?” i od razu w głowie mam potencjalne pieprzenie się z szukaniem nowego lokum. Więc z równie miłą miną ale wrednym wzrokiem odpowiadam, że mamy dwie rezerwacje i chciałem odebrać klucze do dwóch pokoi.
O dziwo, po chwili dostaję obydwa. Drugi pokój nagle się odnajduje. Przygotowany byłem na dyskusję, ciężką przeprawę, a tu nic! Nie wiem, czy mam być zawiedziony, czy zadowolony.
Na minus idzie fakt, że znów musimy tachać walizy na 3. piętro.
Samym pokojem jestem mile zaskoczony. Duże łóżko, klima, osobna łazienka, lodówka, TV, na dole basen – jest dobrze.

Round The half World, Kambodża, Siem Reap
Nasz hotel od frontu
Round The half World, Kambodża, Siem Reap
i widok z pokoju.

Ogarniamy się dość szybko i idziemy organizować jutrzejszy dzień.

Angkor tours

Zaplanowaliśmy wcześniej, że dzisiejszy wieczór spędzamy na mieście, jutro na cały dzień jedziemy oglądać Angkor, pojutrze oglądamy wschód słońca nad Angkor Wat i wracamy do Bangkoku.
Wycieczki po kompleksie można zrobić na własną rękę rowerem, który za darmo można wypożyczyć z hotelu, można też wykupić tuktukarza z pojazdem, który będzie woził nas przez cały dzień od świątyni do świątyni. I na to ostatnie są dwie opcje: można zrobić big tour za $18 i można zrobić small tour za $15.
Pierwszą myśl miałem taką, że big tour to taki small tour tyle, że większy. Niestety, okazuje się, że nie, że to są dwie różne wycieczki mające tylko parę punktów wspólnych. Musimy coś wybrać.
Na upartego jest możliwość zrobić oba toury w ciągu jednego dnia, ale koszty i tak się sumują.
Wschód słońca, którą chcemy uskutecznić pojutrze kosztuje $8.
Decydujemy w końcu, że bierzemy small tour na jutro i jazdę poranną na pojutrze. Pana tuktukarza zamawiamy na 10. rano. Zastanawiam się, czy jeszcze mamy/będziemy mieć jet laga – w zasadzie to nie minęło nawet 24 godziny od przylotu do Indochin.
Bukujemy też wstępnie bilet na autobus do Bangkoku na pojutrze. Tu rozpiętość cenowa jest spora, od $12 do $18, ponoć jest różnica w komforcie. Na szczęście co godzinę coś jedzie do Tajlandii, więc mamy jeszcze chwilę na wybranie konkretnego transportu.

Teraz czas na kolejną rzecz, której nie mogę się doczekać. Idziemy na żarcie i „oglądanie” miasta.
Daleko nie zachodzimy, melinujemy się w pierwszej większej jadłodajni, gdzie jest ruch i gdzie ceny oscylują w granicach $2.
Zamawiamy co trzeba i.. zaczyna mnie łeb boleć.
I tak, zamiast skupiać się na smakowaniu, zaczynam skupiać się na łepetynie.
Efekt jest taki, że szybko odpuszczam miasto i wracam do hotelu.
Dziewczyny jeszcze idą połazić, dla mnie dzień się skończył.
Całe szczęście, że mam suszarkę ze sobą.

Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap

Round The half World, Kambodża, Siem Reap
Zwykłe springrollsy, a tyle radości!

Angkor

Rano, na szczęście z głową jest ok. Jet laga też nie ma.
Albo jeszcze nie poczuliśmy różnicy czasowej albo mamy tak rozregulowane zegarki biologiczne, że różnica czasowa to dla nas żadna różnica.

Ale i tak wyrabiamy się dopiero na 11.
Jedziemy z młodym chłopakiem, jako kierowcą. Na moje oko jeszcze nastoletnim.

Pierwszy przystanek mamy 20 metrów od hotelu, przy „przydrożnej stacji benzynowej”.

Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap

Mijaliśmy to miejsce kilkukrotnie wczoraj, ale za Chiny nie wpadłbym na to, że to benzyna do skuterów.
W sumie, to zmyślne.

Bilety

Drugi przystanek, to kasa biletowa do Angkor. Musimy wziąć bilety na 3 dni, bo chcemy obejrzeć jutro wschód słońca – są dostępne na 1, 3 i 7 dni. Płacimy po $40 od łebka.
Widać też info, że od pierwszego lutego ceny wejściówek rosną o jakieś 75%. Nie zwracam na to uwagi na początku, dopiero po jakimś czasie dochodzi do mnie, że to już za dwa dni! I uzmysławiam sobie jaką mamy datę dzisiaj, bo znów straciłem rachubę :)
Wychodzi na to, że tym razem mamy szczęście.

Round The half World, Kambodża, Angkor

Chińska cebula

Od czego zaczynamy nasz tour? Od symbolu Kambodży, czyli Angkor Wat.
A tam tłumy. W większości chińskie.
Round The half World, Kambodża, Angkor Wat Round The half World, Kambodża, Angkor Wat

Round The half World, Kambodża, Angkor Wat
Ci wszyscy ludzie musieli na czymś przyjechać

Po czym poznać, że chińskie? Bo oni to nawet polskich januszów przebijają w cebulactwie. Jak ktoś śledzi strony związane z szeroko pojętą turystyką, to wie, że ichnia nieumiejętność zachowania się w świecie jest problemem dobrze znanym, ba, jest problemem, który nawet chińskie władze zauważają i z którym próbują walczyć. Po prostu obywatele Państwa Środka nie zdają sobie sprawy, że chińskie normy kulturalnego zachowania mocno różnią się od tych poza granicami ich kraju i, de facto, mają to gdzieś. A, że zawsze łażą w grupach, to czują się niemal jak u siebie i to ich tylko nakręca. Efekt, jaki to daje, to harmider, darcie japy, rozpychanie się, śmiecenie, i tak dalej, i tak dalej.
Natomiast skąd tłumy, to dowiedziałem się wieczorem, jak w mieście zobaczyłem milion banerów z hasłem „happy new year”. Chiński nowy rok, czyli u nich sporo dni wolnego od pracy – czyli Chińczycy wylewają się na urlopy zagraniczne.

Jest gorąco, kolorowo, wesoło, gwarnie, ciasno. I jak świątynia jest przepiękna, tak trochę trudno poczuć jej magię.
Niemniej, staramy się, jak możemy. Choćby o to, żeby zrobić zdjęcia bez ludzi w kadrze.
Round The half World, Kambodża, Angkor Wat Round The half World, Kambodża, Angkor Wat

Round The half World, Kambodża, Angkor Wat
Tak właśnie wyglądała większość prób uwiecznienia czegokolwiek.

Round The half World, Kambodża, Angkor Wat Round The half World, Kambodża, Angkor Wat Round The half World, Kambodża, Angkor Wat Round The half World, Kambodża, Angkor Wat Round The half World, Kambodża, Angkor Wat Round The half World, Kambodża, Angkor Wat Round The half World, Kambodża, Angkor Wat Round The half World, Kambodża, Angkor Wat Round The half World, Kambodża, Angkor Wat

Łażenie zajmuje nam z półtorej godziny. Potem jeszcze przez godzinę dajemy zarobić i jednocześnie wkurzamy mocnym targowaniem się sprzedawców, których jest mnóstwo obok. Naszego kierowcę, który czeka na nas cierpliwie przy wejściu spotykamy dopiero przed trzecią.
Tempo mamy zabójcze – jak tak dalej pójdzie, to nawet na small tour nie starczy nam czasu.
Round The half World, Kambodża, Angkor Wat

Round The half World, Kambodża, Angkor Wat
Only two dollars mister!

Round The half World, Kambodża, Angkor Wat

Awalokiteśwara

Drugi przystanek to Angkor Thom, czyli ostatnia stolica imperium khmerskiego i zbudowana w jej centralnym miejscu świątynia Bajon
A tam, nawet pomimo ogromnej ilości Chińczyków, szczęka mi opada. W budowli położonej na planie mniej więcej kwadratu o długości ok. 150 metrów znajduje się ponad 250 wizerunków Buddy Awalokiteśwary.
Widok tak ogromnej ilości ogromnych twarzy stworzonych z ogromnych kamiennych bloków robi na mnie niesamowite wrażenie.
Fascynacja, to mało powiedziane. Mam wrażenie, że mógłbym tak siedzieć i się w nie patrzeć godzinami, zupełnie jak „znawcy” sztuki w galerii, kontemplujący obraz.
Normalnie nawet teraz, jak przeglądam zdjęcia poniżej zawieszam się na dobrą chwilę.
Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom
Nie przeszkadza nawet potok Chińczyków przewalający się ze wszystkich stron i wyskakujący z każdej dziury i każdego zakamarka.
Ok, trochę przeszkadza, szczególnie, że nie da się zrobić zdjęcia, żeby nie włazili w kadr. Ale te twarze naprawdę mi to wynagradzają.
Round The half World, Kambodża, Angkor Thom Round The half World, Kambodża, Angkor Thom

Łażąc po Angkor, momentami mam wrażenie, że ludzie się trochę za mną oglądają. Nie do końca im się dziwię, bo ma aparycja nie jest za bardzo standardowa, a i białych tu jakoś za dużo nie ma.
Ale jak mijam paru młodzieńców wyglądających tak, że nawet ja zawieszam na nich wzrok, a oni widząc mnie momentalnie lecą w naszym kierunku z odblokowanymi telefonami w ręku, żeby sobie ze mną zdjęcie zrobić, to już mnie trochę to zaczyna zastanawiać ;)
A, tak między bogiem, a prawdą, to zastanawiam się kto jest większą atrakcją dla kogo ;)
Round The half World, Kambodża, Angkor Thom

Transakcja wiązana

Znów minęła ponad godzina. Nie ma opcji na zrobienie całego tour.
Nasz młody chłopiec-kierowca wspominał na początku wycieczki, że chciałby, żebyśmy pojechali na obiad w trakcie wycieczki, pomiędzy zwiedzaniem kolejnych świątyń. Bo jak my sobie coś zamówimy z miejsca, gdzie on nas zawiezie, to on dostanie tam jedzenie za darmo. Wstępnie się zgodziliśmy, bo w końcu doszło do nas, że jak za cały dzień jeżdżenia z nami on dostaje $15, z tego musi być opłacona benzyna, która ze 2-3 dolary pewnie kosztuje, to jego dniówka jest cokolwiek niewielka i trochę nam się go szkoda zrobiło (nie wnikam, czy podstawnie czy bez).
No więc teraz, po obejrzeniu dwóch świątyń i paru godzinach przeciskania się przez Chińczyków stwierdzamy, że to dobry moment na przerwę na jedzenie. I żeby nie przeciągać zwiedzania, decydujemy, że po żarciu odpuszczamy tour, jedziemy oglądać miejscówkę Lary Croft, czyli świątynie Ta Prohm i na tym kończymy jazdę.

Trochę byliśmy rozochoceni cenami zakupów robionych pod Angkor Wat, bo wszelkiego rodzaju pamiątki, ciuchy braliśmy taniej niż w samym Siem Reap: koszulka – $2, 4 magnesy – $1, 3 plecionki na rękę – $1. Toteż zakładaliśmy, że z jedzeniem będzie podobnie, no, może kapkę drożej, czyli ze 2-3 dolary za posiłek.
Jak się pewnie domyślacie, grubo się myliliśmy. Tutaj żarcie zaczynało się od $5 za takie spring rollsy (na mieście to koszt 1-1,5 dolara), żeby przy czymś bardziej wymyślnym dochodzić do $10.
Nie da rady, nie uśmiecha nam się płacić za obiad $20 za 3 osoby w Kambodży. Chyba śniłoby mi się to po nocach przez następne dwa miesiące.
Wołamy naszego kierowcę i jasno przekazujemy, że tu jest sporo za drogo. Nie będziemy tu jedli, ale żeby się nie smucił, bo tym samym zapraszamy go na obiad jak wrócimy do miasta.
Jest tak miły i kulturalny, że nie daje nic po sobie poznać i stanowczo protestuje przeciw zaproszeniu – nie wiem, czy to gra, czy nie, ale nawet jak na żarcie z nami nie pójdzie, to dostanie taki napiwek, żeby mu stykło.

Lara Croft

Pod Ta Prohm dojeżdżamy ok 17.30. Trzeba się spieszyć, bo za godzinę zamykają interes. Nauczeni już po RPA i ich parkach wolimy nie sprawdzać co będzie, jak się spóźnimy, szczególnie, że akurat przy tej świątyni siedzi wyjątkowo dużo strażników.

Idziemy. Ale już nie ma ekscytacji. Wszystko wygląda tak samo. Są kamienie, są rośliny, jest zielono dość, Chińczyków wchodzących w kadr dużo, jedyną atrakcją są charakterystyczne dyniowce – potężne drzewa, które wydają się, jakby oplatały korzeniami kamienie, z których wyrastają.
Już nam się nie chce łazić. Oglądamy co trzeba, robimy zdjęcia i wracamy do miasta.

Round The half World, Kambodża, Ta Prohm Round The half World, Kambodża, Ta Prohm Round The half World, Kambodża, Ta Prohm Round The half World, Kambodża, Ta Prohm Round The half World, Kambodża, Ta Prohm Round The half World, Kambodża, Ta Prohm Round The half World, Kambodża, Ta Prohm Round The half World, Kambodża, Ta Prohm

Round The half World, Kambodża, Ta Prohm
Znajomy widok?

Po drodze widać, że to miasto jest sctricte ukierunkowane na turystów. W ciągu dnia jest pusto, odżywa dopiero wieczorem, wraz z zapadnięciem zmroku – zaczyna się pokaz światło-dźwięk, czyli głośna muzyka i neony. Wygląda to kiczowato, owszem, ale ma swego rodzaju urok. Bardzo kojarzy mi się to z wakacjami z lat szczenięcych, stąd pewnie pozytywne nastawienie.

Round The half World, Kambodża, Angkor Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap

Nie jedziemy do hotelu. Chłopiec wysadza nas na mieście i niemal ucieka. W ostatniej chwili wciskam mu parę dolarów do ręki, „na obiad”. I tak będziemy się widzieć jeszcze jutro, bo z nim pojedziemy na wschód słońca do Angkor Wat.

Obowiązki turysty

Teraz mam zamiar odkuć się za wczoraj, czyli skupić się na jedzeniu i dopełnić obowiązki turystyczne, czyli dać zarobić sprzedawcom na suwenirach.
Dziewczyny prowadzą mnie do Night Market, który odwiedziły po łebkach wczoraj – tu i się najemy i obkupimy.
I faktycznie, godzinę później jesteśmy o kilkadziesiąt dolarów ubożsi, nawet pomimo tego, że sprzedawcy nie będą nas za mile wspominali za ostre targowanie się.
W końcu mamy niemal wszystkie prezenty kupione, atmosfera po wczorajszej rozmowie jest zdecydowanie lepsza, oby tak dalej.

Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap Round The half World, Kambodża, Siem Reap

Minusem jest to, że musimy o 4. rano wstać (czyli o 22. po polsku), żeby wyrobić się na wschód słońca :(

Dobranoc!

W następnym odcinku obnażymy mity o wspaniałości wschodu słońca w Angkor Wat, asfaltem wrócimy do Bangkoku i zabierzemy Was na jednodniową wycieczkę po tym mieście. Już niedługo! ;)

P.S. Standardowo, zdjęcia są od NOSFOTOS mej najukochańszej i mej rodzonej siostry (link do jej Instagrama).

4 komentarze