Zaszczepiny

W sumie, to jedna rzecz umykała mi dotychczas, przy wszystkich wyjazdach: lokalne choroby zakaźne. Może to i nieodpowiedzialne, ale jakoś nigdy nie myślałem o szczepionkach. Podstawowe zasady higieny i związane z tym zachowania powodowały to, że, na dobrą sprawę, nie miałem na żadnych wyjazdach nawet porządnej biegunki, odpukać. Nawet ostatnia chińska przygoda była „jednorazowa”. Widać, prawdę mówili starzy ludzie, że złego szlag nie trafia.

Tym razem, niestety, za mnie pomyślała o tym Olga i trochę mi strachu zaszczepiła (a może zdrowego rozsądku?). Ponoć w Kenii jest w cholerę chorób i wszystkie są strasznie zgryźliwe i trzeba się zabezpieczać przed wszystkim. Ponoć nawet zęby trzeba myć tylko z wodą butelkowaną, bo jakąś amebę można połknąć, a wtedy duży klops! No i mają te straszne komary, co gryzą i przenoszą malarię i inne febry.
W każdym razie, po konsultacjach z naszym kenijskim gospodarzem, czyli Aśką, zdecydowałem się wydać trochę kasy i kupić sobie parę szczepień. Do wyboru było ich sporo: żółta febra, polio, wścieklizna, wirusowe zapalenia wątroby A i B, wirus niemiecko-szwedzkiego duetu Heine i Medin, menigokoki, bla bla bla i oczywiście wszystko kosztujące w stówkach. Przy byciu świętszym od papieża, można było pójść z torbami.
Podstawowe zagrożenia, o których się mówi w Internecie, to malaria i żółta febra. Oba syfy przenoszą najlepsi wakacyjni przyjaciele wszelakich ognisk i pobytów nad wodą, czyli komary. Na malarię, niestety, nie ma szczepionki. Można zrobić sobie kurację lekową przed i w trakcie pobytu w zagrożonych terenach, ale Aśka mówi, że ponoć organizm mocno w tyłek dostaje po czymś takim i, tak naprawdę, to optymalne jest zastosowanie odpowiedniej profilaktyki, czyli używanie sprejów antyowadzich, długich nogawek i rękawów po zmroku i moskitiery na noc.
Na żółtą febrę jest szczepionka, ale droga. No i ponoć na południu Kenii nie występuje. W związku z czym, bazując także na Wikipedii, która mówi, że ilość zachorowań na tę przypadłość w Afryce Wschodniej to 5 sztuk na 10 000 luda, mój logiczny umysł powiedział mi, że jeśli nie występuje, tudzież rzadko występuje, a przeciwko komarom będę się zabezpieczał niesamowicie, to nic mi nie grozi. A i planuję się też odkażać naturalnymi trunkami.
No to zaszczepiłem się na wątrobę (bo dożywotnio) i na polio, tężec i coś tam jeszcze (bo tanie i trzy w jednym).
Dostałem też ładną, żółtą książeczkę, jakby nie patrzeć, pierwszy atrybut podróżnika :)

Podróż Życia, ksiazeczka

WZW (czyli na wątrobę) dostałem w wersji przyspieszonej. Bierze się to 4 razy – druga dawka po tygodniu, trzecia po trzech i ostatnia za rok. I spokój na całe życie. Druga szczepionka ważna jest przez 10 lat, po 8, przy wyjeździe powinno się szczepić po raz kolejny.
360 zł w plecy.

Ale powiem Wam po cichu, że zastanawiam się nad tą żółtą febrą, może jednak warto się ukłuć i uodpornić trochę? Jakieś sugestie?

1 Comment