Dzień 4. i 5. Nowosybirsk i Transsib

PODRÓŻ ŻYCIA. Transsib. Nowosybirsk

Nowosybirsk – nieoficjalna stolica Syberii, przywitał nas chłodno. Dosłownie. Temperatura 7 stopni, wilgotność 93%. Taki rodzaj ziąbu, co przenika do kości. Co prawda chłodu, zaraz po przyjeździe za bardzo nie odczuliśmy, bo dźwiganie całego majdanu na plecach skutecznie rozgrzewa, ale przekonaliśmy się o tym zwiedzając centrum wieczorem. Mała odmiana po upalnej Warszawie.
Na dzień dobry, miasto sprawia wrażenie dużego, sowieckiego molocha. Ponad milion mieszkańców, dużo przestrzeni, niewiele osób na ulicach, główny plac i pomnik to Wladimir Ilijcz;
Nowosybirsk IlijczNowosybirsk Ilijcz

natomiast jest to tylko pierwsze wrażenie. Po paru chwilach pobytu można poczuć się zupełnie swojsko.
Takie swojskie odczucie naszło mnie zaraz po wejściu do metro. Chwilę musiałem się zastanawiać dlaczego tak jest. Nagle – eureka! Wagony metra! Takie same, jak warszawskie, te starsze, radzieckiej produkcji. Inne malowanie, inny kolor siedzeń, ale ten sam rozkład, tak samo drązki poustawiane, ten sam zapach, huk, tak samo trzęsie. Normalnie jak w domu!
W porównaniu do moskiewskich stacji, nowosybirskie wyglądają ubogo. Doszedłem do konkluzji, że budowle w stolicy Rosji są po prostu rosyjskie, jakby przedrewolucyjne; budowanie z przepychem i smakiem. Te tutaj są zwyczajnie sowieckie, smutne.

W Nowosybirsku zatrzymaliśmy się na dwanaście godzin, na solidny prysznic, ładowanie baterii i zwiedzenie po łebkach miasta. Pomagała nam w tym koleżanka Tatiana (prysznic tylko udostępniała :). Wyszła z pracy, odebrała nas z dworca, zawiodła do domu, zostawiła klucze, wróciła z powrotem do pracy i o 18., jak tylko skończyła robotę, zabrała nas do centrum. Ot, taka syberyjska gościnność.
Pogoda w tamtym rejonie jest bardzo kapryśna. Jednego dnia może być 20 stopni, może świecić ładnie słońce, następnego dnia równie dobrze może być 5 stopni i padac deszcz. Lato tam bywa, czasem, we wrześniu jest jak u nas w listopadzie, a zimą średnie temperatury na poziomie -20 stopni nikogo tam nie dziwią. Prawie, jak w Białymstoku :))
Łażąc po mieście, po raz kolejny doszło do mnie jak bardzo nie lubię późnojesiennej, jak na polskie warunki, pogody. Niesamowicie wysoka wilgoć, nieustanna mżawka, niska temperatura, wciskająca się pod każdy uchylony kawałek ubrania powoduje u mnie depresję :) Przemarzłem do szpiku i nie pomogła bdb solianka i bliny, poczułem się lepiej dopiero w ciepłym i oświetlonym pomieszczeniu.

I, co już niemal stawało się tradycją, pożegnaliśmy się z Nowosybirskiem w biegu. Tzn. miasto pożegnało się z nami zamkniętym wejściem do metro, potem długim oczekiwaniem na kolejkę, w końcu, na dworcu, labiryntem, nie drogą na odpowiedni peron. Efektem było dotarcie do pociągu na, dosłownie, kilka minut przed odjazdem. Całkowicie zziajani i rozchełstani, chwilowo mając w głębokim poważaniu temperaturę powietrza :) Całe szczęście prowadnicy w pociągu byli/są bardzo mili i uczynni, totalne przeciwieństwo kobiet z poprzedniego.

Transsib

Cały dzień, zmęczenie i zimno spowodowały to, że jak wypiłem piwo po ruszeniu pociągu, to padłem na łóżko i obudziłem się dopiero przed Krasnojarskiem, bagatela 1000 km dalej. Spałem ponad 10h!

W Krasnojarsku, niezmiennie, dalej pada, jedynie jest trochę cieplej.
Poniżej peron w i trochę lokalnego folkloru dworcowego. Pan z prawej strony zdjęcia jest hardkorem, temperatura nie przekracza 10-12 stopni.
Krasnojarsk
Tak wygląda Jenisej z okna wagonu.

Jenisej
Jenisej

Tymczasem w pociagu Transsibżycie toczy się trochę wolniej. Każdy ma dużo czasu i organizuje go na swój sposób. Transsib Transsib

Za oknem w końcu zmiana! Dalej dużo brzóz, ale zaczęły się górki, zakręty. No i przede wszystkim, jak tylko zaświeci słońce, to zaczyna się piękna feeria barw jesiennej tajgi! Czerwień, brąz, pomarańcz, żółć, zieleń, właśnie czegoś takiego oczekiwałem po jeździe pociągiem! Transsib Transsib
Ogólnie, to mam wrażenie, że Nowosybirsk rozdziela dwa różne kraje. Jedynie mowa pozostaje taka sama.

Przed nami jeszcze 12h i Irkuck.

P.S. Poprawka 4. Internet nie rabotaet. Okazało się, że nawet w salonie operatora komórkowego można trafić na cwaniaka. A tak delikatnie i niewinnie wyglądał. Pytałem go pięć razy, czy wsja Rossija, czy Irkuck, Władywostok rabotaet i pięć razy potwierdzał, że tak. I okazuje się, że owszem, wsja Rossija, ale bez Dalekiego Wschodu, czyli już od Irkucka ni chu chu Interneta.
Wot bandit.

2 komentarze