Oto wjazd na wyspę:
Po ok. 4h jazdy z Irkucka dojeżdża się do promu. Paręnaście kilometrów wcześniej skończył się asfalt, na wyspie też go nie ma. Idealne miejsce na offroad, z resztą, paru crossowców spotkaliśmy zaraz po przepłynięciu promem.
Chużyr, stolica Olchonu. 1,5k mieszkańców, w sezonie kilkakrotnie więcej. Co tu można robić? W wakacje całkiem sporo, ludzi są tu tłumy (sądząc po ilości sklepów spożywczych w miescie), temperatury powietrza dość wysokie, temperatury w Bajkale akceptowane, mnóstwo wycieczek do wyboru, morskich, lądowych. Z dobrą ekipą i zasobną kieszenią człowiek nie znudzi się tu nawet przez tydzień. Po sezonie są tu pustki, psy się wałęsają, złota młodzież pije wódkę pod sklepem. Asortyment atrakcji też się jakby zmniejsza. Dzień pobytu styka, przynajmniej dla mnie, natomiast staje się wtedy idealnym miejscem dla poszukujących spokoju, ciszy, kontaktu z natura.
W mieście jest jeden hotel, cena z wyżywieniem to bodajże 1000 RUB za osobodobę. Pozostały ruch turystyczny załatwiają prywatne kwatery. Ceny to 350-500 RUB, a warunki dość spartańskie: spanie to kilka łóżek z drewnianym domku, kibel na zewnątrz, łazienki niet, umywalki w pokoju toże niet.
No dobrze, to jesteśmy. I co robimy? Mamy kwaterę, sklep jest, jak spędzamy dzień? Jedziemy na wycieczkę. Wybraliśmy jazdę samochodem dookoła wyspy, jedyna słuszna opcja, zważywszy na koszta i możliwości. 7h, 70 km dookoła wyspy i 700 RUB od łebka.
I to był strzał w 10. Pojechaliśmy z miłym panem i jego ładnym samochodem.
Wystarczyło parę chwil jazdy i już dowiedzieliśmy się, że wszyscy Ukraincy to UPA i Banderowcy, a miły pan, gdyby mógł, to pojechałby na Majdan „robić robotę”. Mieliśmy kupę zabawy ze słuchaniem go, bo nadawał jak katarynka, pieklił się na wszystko i wszystkich, a jego czapka dopełniała obraz jego ‚patriotyzm’. Poza tym był sympatyczny, jeździł po tych dziurach jak szatan i na koniec okazało się, że zrobił w domu nam obiad i zabrał go na wycieczkę żeby nas poczęstować :)
Sama jazda, to połączenie offroadu z oglądaniem widoków. Ciężko jest je opisać, trzeba je zobaczyć, choć nawet zdjęcia nie oddają tego, co oczy widzą.
To powyżej wygląda jakby było blisko. W rzeczywistości w dół jest ze 150 metrów, do końca cypla jest z 1,5 km.
Dzień, z racji pogarszającego się samopoczucia, zakończyłem uderzeniowym zestawem prochów, polskim dopalaczem i grzejnikiem odkręconym na fula. Mam nadzieję, że wypocę świństwo.
P.S. Co może być najbardziej frustrujące przy pisaniu tego dziennika? To, jak po 2h pisania na dotykowej klawiaturze nagle cały wpis znika. Zdarza mi się to już drugi raz i poziom mojej frustracji sięga zenitu. Aplikacja pt. WordPress, oprócz tego, że jest odpowiednim narzędziem do robienia update’ów bloga, to ssie na całej lini. Niestety, nie ma nic innego :(