Pociąg stuka stuk stuk..
Kończy się pierwszy dzień podróży, już jesteśmy w Transsibie. Pociąg nr 44, relacji Moskwa Jarosławska – Chabarowsk. 14 wagonów, 6 dni jazdy. Na szczęście, dla nas tylko 3, na paręnaście godzin zatrzymujemy się w Nowosybirsku, żeby rozprostować kości i wziąć porządny prysznic :)
Myślę o czym napisać. Jest tego tyle, tak sporo wątków przewija mi się w głowie, że pisząc na tablecie i mając na uwadze to, że niespecjalnie przepadam za klawiaturami dotykowymi, aż mi się nie chce :)
Warszawa pożegnała nas piękna pogodą. Na tyle gorącą, że tachając wszystkie bagaże, już na lotnisku byliśmy spoceni jak mopsy. Oczywiście, jak zwykle, wszystko było w biegu, ostatnie pakowania, droga na autobus, etc. Na szczęście odbyło się bez większych zapomnień.
W Aeroflocie niemal jak w Ryanairze, pełny skład, pełno ludzi, nie ma miejsc przy oknie. Jedyne wolne miejsca to w środku.
Moskwa, to jeden wielki korek. Kierowcy – mistrzostwo świata. Jazda poboczami, wpychanie się na trzeciego, kupa ludzi. I ceny. Poczułem się jak w Kopenhadze: woda 7 zł, cola 15, jabłka 10 :)) Mięso bardzo drogie, sery, serki – dramat, piwo dużo droższe niż w Polsce! Coś nieprawdopodobnego! Jedyna tańsza rzecz, to fajki :)
Sprawnie – niesprawnie dojechaliśmy z lotniska na dworzec Jarosławski. Zapakowalismy bagaże do przechowalni (za, bagatela, 17 zł za sztukę) i pojechaliśmy ogarniać ostatnie sprawunki: Internet, zakupy i Plac Czerwony. Pierwszy z tematów – do przodu (dzięki temu możecie czytać me wypociny), trzeci ujdzie, bo Plac cały zawalony był jakimiś trybunami, więc trzeba było przeciskać się bokiem, za to ładna gra świateł trochę rekompensowała te niedogodności.
Z drugim tematem był trochę większy problem, bo z jednej strony ceny żywności, a z drugiej godzina (po 22) nie pozwalały na luksus kręcenia nosem. Ale nieodpuszczanie jeszcze raz dało dobre rezultaty: już mieliśmy sobie dać spokój i wydać fortunę na podstawowe sprawunki w przydworcowym sklepie, gdy, podczas spacero-poszukiwań ujrzeliśmy kwiat moskiewskiej młodzieży wychodzący z pomiędzy chaszczy z reklamówkami zakupów. Po przeniknięciu chaszczy ukazał się nam piękny neon z napisem ‚SUPERMARKT 24’. To 24 było trochę na wyrost, bo stoisko z alkoholem było już zamknięte, ale przynajmniej nie poszliśmy z torbami (choć w zasadzie to ze sklepu z torbami wyszliśmy :)
Stuku puk, stuku puk, wiekszość śpi, nikt jeszcze nie chrapie.
Tak w zasadzie, to o samym pociągu nie ma co pisać. Ot, otwarty wagon, ciasno, w kiblu śmierdzi, choć ogólnie to jest czysto, a na pewno lepiej niż w niektórych polskich składach. Gorąco, atmosfery skarpetkowej już nie czujemy, a, i co najważniejsze, jesteśmy twardzi i przyznajemy się otwarcie, że my zza Buga. Jeszcze żadnych implikacji to nie niesie, zobaczymy, czy jutro, po spożyciu 100 gram coś się zmieni :)
To chyba tyle na dziś. Czas na ostatniego fajka między wagonami i pochrapać trochę.