NKE. Najmniejsze Kraje Europy

Taką właśnie nazwą ochrzciłem kolejną mą wycieczkę.

Geneza

Zawsze, ale to zawsze miałem ciągoty do zaliczania. Także w podróżach. Zależy mi na tym, żeby pokosztować wszystkiego.
Europa to kontynent z największą ilością krajów, więc wcale nie tak łatwo powiedzieć, że zjeździło się wszystkie. Mi do pełni szczęścia brakuje już niewielu, ale właśnie tych najtrudniejszych do zahaczenia – bo specjalnie nie ma po co tam jechać, jedynie przy okazji.
Siedząc kiedyś, patrząc w mapę i myśląc nad tym, że w sumie mógłbym ruszyć w końcu moto i pojechać w Alpy (bo non stop to ktoś się chwali, że był, więc wypadałoby mieć i to za sobą), zawiesiłem oko na Liechtensteinie. No tak – pomyślałem – tam też zajechałbym. Ale zaraz, jak Liechtenstein, to dlaczego nie San Marino? A jak San Marino, to dlaczego nie Monako? To może od razu Andora? Gibraltar? Rozpędziłem się, rozmarzyłem, ale zaraz do głosu doszedł rozsądek, który stwierdził, że Gibraltar to chyba jednak za daleko jednak, jak na taką trasę. Bo będąc tam wartałoby pojeździć też po Sierra Nevada, czy zwiedzić Andaluzję, a dwóch miesięcy wolnego to ja nie mam.
Ale te cztery bliższe kraje to jak najbardziej, trzy tygodnie powinno wystarczyć na objechanie. Do tego oprócz Alp przecież można przejechać całe Lazurowe Wybrzeże, północ Włoch i kawałek Bałkanów.
No, to nie ma co myśleć, trzeba działać i jechać!

Trasa

Parę dni zajęło mi przeglądanie Internetów i szukanie informacji o tym gdzie pojechać i co zobaczyć. Różnych opisów i relacji jest na tyle dużo, że ciężko się zdecydować; na zdjęciach wszystko wygląda pięknie, każdy sadzi achy i ochy w opisach. Całe szczęście są też Jotuby, oglądnięcie konkretnej trasy górskiej z poziomu kamery zamontowanej na motocyklu trochę rozjaśnia.
Efektem finałowym jest dość szczegółowy zarys trasy, podzielony na konkretne, dzienne odcinki.

Na mapie wygląda to tak:

mapa
Pierwszy, dość długi strzał będzie w Alpach. Austriackich, włoskich, szwajcarskich i na koniec francuskich. Pierdyliard przełęczy i agrafek na drogach. No i Liechtenstein.
Potem z Alp, przez Avignon i Carcassone zrobię najprawdopodobniej dojazdówkę do Andory. Stamtąd Pirenejami i kawałkiem Hiszpanii wrócę do Francji, by, odbierając Magdę w Marsylii zacząć podróż Lazurowym Wybrzeżem. Przy tym koniecznie zatrzymując się w Saint Tropez i defilując po jego ulicach jak żandarm de Funes. Następnie Monako, Riwiera Włoska, Piza i potem chwila oddechu w postaci dnia wolnego we Florencji. Dalej San Marino i kolejny day off w Padowie/Wenecji. Potem spełnienie mojego marzenia z dzieciństwa, czyli podróż do Triestu i zobaczenie skąd Tomek Wilmowski wyruszał w swoją pierwszą podróż (do krainy kangurów), by dalej, już po raz ostatni liznąć trochę Alp i przejechać przez te słoweńskie. Kończymy day-offem w Wiedniu i stamtąd do domu.
W sumie – 3 tygodnie, ok. 8k km.

Jedziemy!

Wstępne przygotowania zacząłem, kompletowanie sprzętu, ciuchów! Najważniejsze, że trasa jest i urlop też!
I znów wydam majątek na pocztówki z tych wszystkich fajnych miejsc do całej rodziny ;)

P.S.
Wspominając o kompletowaniu sprzętu chciałem „podziękować” firmie InPost, naszym polskim januszom pocztowym, za wydymanie mnie na ponad 3 tysiące złotych w białych rękawiczkach. Kiedyś bez zarzutu, dzisiaj ta firma jest dla mnie synonimem skurwysyństwa i złodziejstwa, podobnie jak DPD.
Jak uczy życie, prawdziwą naturę każdego człowieka, czy organizacji zarządzanej przez ludzi, pokazuje sytuacja kryzysowa. A nasi janusze pokazali ją w całej, negatywnej krasie.
Szczegółów Wam oszczędzę, bo nie ma po co, ale przestrzegam przed korzystaniem.

Z panbukiem!

Ciąg dalszy, czyli pierwszy odcinek relacji z wycieczki znajdziecie tutaj!

5 komentarzy